NEWS
20-letni Polak rzucił świat na kolana. Pierwsza taka historia od 44 lat! „To inna historia”

– Jeśli nic nie stanie mu na przeszkodzie, jestem pewien, że Maksymilian osiągnie wyniki na światowym poziomie. To naprawdę ogromny talent, zdecydowanie wyróżniający się na tle wszystkich moich dotychczasowych konkurentów. Dlatego trudno mi powiedzieć, gdzie leżą granice jego możliwości – mówi w rozmowie z Interią doświadczony trener Krzysztof Węglarski, którego 20-letni podopieczny Maksymilian Szwed (AZS Łódź) zdobył srebrny medal w biegu na 400 m (45,31 s) na Halowych Mistrzostwach Europy w Apeldoorn.
Artur Gac, Interia: Chciałbym też zacząć od pogratulowania Ci sukcesu Twojego podopiecznego, choć moje słowa bledną w porównaniu do tego, co sam zawodnik zrobił w ferworze walki o wicemistrzostwo Europy. Zaczął od Ciebie, kiedy w TVP Sport zapytano go, komu chciałby zadedykować tę płytę.
Krzysztof Węglarski, trener Maksymiliana Szweda: – No cóż, tak. Cóż mogę powiedzieć, rzadko się zdarza, żeby w takim momencie zawodnik myślał również o pracy i wkładzie trenera. Większość myśli o rodzicach, narzeczonej i tam krążą ich myśli, a nie doceniają pracy drugiej strony, trenera. Było bardzo miło i przyjemnie.
Dodajmy, że rodzina też się pojawiła, ale można odnieść wrażenie, że celowo gradował te szczególne podziękowania. Zaznaczył, że Twoja praca to jakieś 70-80 procent sukcesu.
– Myślę, że docenił to, że bardzo dobrze go przygotowałem do tego biegu turniejowego. I biegnącego na miarę swoich możliwości na Mistrzostwach Europy. Wszystkie starty po drodze były tymi, które były częścią treningu, a nie docelowymi. Myślę, że to też docenił, wyrażając tę miłą wdzięczność.
Czy fakt, że przebywaliście w jednym pokoju z trenerem Zbigniewem Królem na Mistrzostwach Europy w Apeldoorn, który ma na swoim koncie wiele sukcesów i potrafi wyciągnąć ze swoich zawodników maksimum taktyki i różnych rozwiązań, sprawił, że rozmawialiście ze sobą i wymienialiście się pomysłami na temat Maksymiliana?
– Oczywiście, rozmawialiśmy w pokoju lub na spacerze, ale Zbyszek jest raczej skupiony na swojej pracy i swoich zawodnikach. Poza tym te dwie dziedziny się nie łączą, bo do biegu na 400 m trzeba podchodzić inaczej niż do taktyki w dłuższych biegach na 800 m czy 1500 m. Tam zawodnik pokonuje wiele okrążeń i wiadomo, że to, jak się zachowuje i ustawia, może decydować o końcowym sukcesie. W naszym przypadku na 400 m, w finale mieliśmy tylko dwa wyjścia: albo Attila Molnar wyprzedzi Maksymiliana, albo Maksymilian wyprzedzi Molnara. Najważniejsze było, aby pierwsze 200 metrów przebiec możliwie luźno i spokojnie, utrzymując jednocześnie bardzo wysoką prędkość, aby mieć energię na drugie okrążenie i walkę, ewentualnie na mecie, co wyszło znakomicie.
Z tych dwóch scenariuszy, który się spełnił, był bardziej idealny, czyli bieg prowadzony przez Węgra?
– Rozważaliśmy tę opcję przede wszystkim, choć nie do końca, ponieważ Molnar w poprzednich biegach otwierał pierwsze 200 metrów dużo spokojniej. Przebiegł 21.60-21.70, podczas gdy Maks otwierał swoje biegi dużo szybciej. Dlatego myślałem, że Węgier utrzyma swój styl biegu, czyli spokojną połowę dystansu, a na drugim okrążeniu pełną prędkością. Tutaj byliśmy rozczarowani, ponieważ przebiegł 21.20, co samo w sobie jest bardzo dobrym wynikiem na 200 m. Maks z kolei zachowywał się perfekcyjnie, biegł za nim bardzo spokojnie, co mogło też przyczynić się do tak znakomitego wyniku na koniec. Wyścig poszedł idealnie, biegł za Molnarem, nie walczył i utrzymywał tempo, a na mecie zebrał jeszcze dużo sił, aby walczyć o złoto. Jak to ująć, w tym przypadku ten bieg nie mógł pójść lepiej.
Jako trener jestem pod wrażeniem, że Maksymilian zakłada: „Trenerze, nie ma ludzi niezwyciężonych”. Mówiłem to innym zawodnikom, ale oni mnie nie do końca rozumieli. A teraz zdarzyło się, że sam zawodnik mówi do mnie: „Trenerze, będzie dobrze, nie ma ludzi niezwyciężonych”. A to już zupełnie inna historia.
Naprawdę musiałby to być wyścig na 410 m, jak powiedział sam Maks, żeby wyrwać złoty medal? Czy w którymś momencie tego doskonałego wyścigu była minimalna rezerwa, która mogłaby sprawić, że nie spudłowałby na mecie?
– Dobre pytanie. Być może inna hala, np. w Toruniu, gdzie prosta jest nieco dłuższa, mogłaby przesądzić o tym, że będzie mógł mocniej walczyć o zwycięstwo. Jednak tutaj odcinek po wyjściu z zakrętu był bardzo krótki. Być może specyfika tego obiektu w Holandii, jako obiektu kolarskiego, powoduje taką geometrię. Mówiąc obrazowo, Maks miał skróconą okazję po wyjściu z prostej i walce na dłuższym odcinku. Niewątpliwie miał jeszcze dużo siły, więc nie był to 100-procentowy przejazd w jego wykonaniu. Gdyby była możliwość dłuższego ścigania się na końcu, pewnie walczyłby o złoto. Niemniej jednak powinniśmy być bardzo zadowoleni z drugiego miejsca i osiągniętego wyniku. To bardzo młody zawodnik, myślę, że wszystko przed nim. Czytaj więcej na https://sport.interia.pl/lekkoatletyka/news-20-letni-polak-rzucil-swiat-na-kolana.
Biorąc pod uwagę okoliczności, Maksymilian włożył w to wielki wysiłek i było oczywiste, że nie do końca rozumiał wszystkie pytania, czasem pytając o intencję, coś innego zrobiło na mnie wrażenie. Mianowicie te bardzo dojrzałe słowa, gdy mówił o przepisie na takie rezultaty. „Przede wszystkim dyscyplina, nie ma miejsca na imprezy ani na nocne czuwanie, niezdrowe odżywianie. Trzeba na wszystko uważać. W głowie ma być tylko trening, tylko regeneracja i trzeba mieć też talent, trochę genetyki. Wiem, że to mam i na pewno tego nie zmarnuję”. Jeśli to wszystko prawda, trudno znaleźć bardziej optymistyczny przekaz zawarty w kilku zdaniach.
Tak, tak. Choć przyznaję, że jestem trochę przeciw, bo wziął dziekański urlop z uczelni. I cały czas próbuję przekonać go, żeby wrócił na studia, nawet w bardziej zrelaksowany sposób, czyli choćby zaliczając semestr w roku. Ale żeby jego poświęcenie nie było skupione tylko na treningu i odpoczynku, ale też na nauce i zdobywaniu kwalifikacji do końca życia. Zawsze bardzo na to uważałem. Do tej pory moi zawodnicy, poza może jednym, skończyli studia i nawet zrobili doktoraty. Jakoś udało im się pogodzić proces treningowy i trenerski ze studiowaniem. I Maksa też do tego namawiam. W tym roku naprawdę wyjątkowo się poświęcił, a przy jego spokojnym i przyjacielskim usposobieniu może być mu łatwiej. Nie ciągnie go do imprez i innych przyjemności. Bardzo uważa na to, co je i ile ma odpoczynku. Nic, po prostu trenuj z takim zawodnikiem. Czytaj więcej.
Mam jeszcze przed oczami innego z Twoich podopiecznych, Kajetana Duszyńskiego, którego na własne oczy oglądałem na igrzyskach olimpijskich w Tokio w finale sztafety mieszanej i jego fenomenalny bieg w ostatniej rundzie, który dał nam złoty medal. Czy Maks i Kajetan to bardzo podobne przypadki i historie, czy jest wiele podobieństw, czy wręcz przeciwnie?
Każdy z nich jest inny, niestety. Zdecydowanie mają inne predyspozycje, inne warunki szybkościowe i wytrzymałościowe. To dwa zupełnie różne typy.
Na korzyść Maksymiliana, prawda?
– Zdecydowanie. A w tej chwili wykorzystujemy w Maksie to, co ma inny zawodnik, żeby trenować i ciężko dążyć do takich możliwości szybkościowych. On ma te cechy niejako wrodzone.
Chciałem tylko zapytać, czy to kwestia genetyki, czy np. tego, że zaufał ci o sto procent szybciej i sumiennie trenował zgodnie z założeniami?
Jak to ująć… Nawet w Polsce są zawodnicy, którzy są blisko możliwości szybkościowych Maksa, ale nie wykorzystują ich na co dzień. Nie wiem dlaczego, ale są takie jednostki. Wydaje mi się, że tutaj – bez przechwałek – połączenie jego możliwości ze uporządkowaną i systematyczną pracą daje takie efekty.
Nie wnikając w zawiłości bardzo specjalistycznego treningu, bo jesteśmy portalem horyzontalnym, ale w możliwie najkrótszym i najprostszym języku, jakiego byście użyli: jaka jest specyfika pracy z Maksem i które akcenty treningowe dają wam największą przewagę, wydobywając tym samym jego największe atuty, a także niwelując jego braki?
Przede wszystkim nieustannie podnosimy możliwości wytrzymałościowe sportowca, na początku poprzez większą pracę aerobową. Tak, aby na końcu, gdy przejdziemy do tzw. wytrzymałości szybkościowej i obciążeń szybkościowych, sportowiec mógł pokonać kilka odcinków z jedną, określoną prędkością. Tak, aby nie było sytuacji, w których odcinki spadają jakościowo, ale aby utrzymać stan początkowy na zmęczenie. Tutaj pokonanie pierwszego okrążenia z bardzo dobrym lub doskonałym wynikiem nie przesądza jeszcze o tym, że sportowiec osiągnie sukces na końcu. Jest drugie okrążenie, na którym również trzeba starać się utrzymać narzuconą prędkość. Praca związana z wytrzymałością i wytrzymałością szybkościową wpływa na końcowy sukces.
Rozumiem, że jeśli mówimy o procesie zwiększania wytrzymałości u 20-latki, to tym bardziej jesteśmy w miejscu, które niedawno w przypadku nieco starszej Natalii Bukowieckiej tłumaczył mi jej trener, Marek Rożej. Mianowicie, że wszystko to trzeba rozłożyć mądrze w czasie, bo gdybyśmy chcieli wydobyć – nomen omen – maksimum ze sportowca tu i teraz, efekt byłby katastrofalny. Taki organizm po prostu zniszczylibyśmy.
Dokładnie. Dodam, że w przypadku pracy z Maksymilianem ten proces trwa już pięć lat. Jednak proszę mi uwierzyć, że nie biega z takimi obciążeniami i założeniami, jak np. wspomniany Kajetan Duszyński, zawodnik dużo dojrzalszy i z większym doświadczeniem, biegł do tej pory. Maks dopiero będzie wchodził w intensywniejsze treningi. Jak powiedziałeś, staram się być ostrożny w planowaniu tego wszystkiego, bo jesteśmy w procesie. Uważam, że nie należy i nie należy przyspieszać czy zwiększać obciążeń zbyt gwałtownie. Musi to być płynne, sukcesywne, rozłożone w czasie. Żeby zawodnik mógł się prawidłowo rozwijać i nie załamać.
Maks jest bardzo młody, więc wszelkie proporcje muszą być zachowane, niemniej jednak mając zawodnika z takim potencjałem, możemy powiedzieć, że gdyby rozwijał się harmonijnie i w sposób jak najbardziej optymalny, byłby w stanie osiągać naprawdę światowe wyniki i walczyć o medale nie na mistrzostwach Europy, a świata?
Jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, jestem pewien, że mu się uda. Niestety, tak jak w normalnym życiu, rzeczywistość czasami stwarza nieprzewidziane problemy i konflikty. Mam nadzieję, że u nas nic takiego się nie wydarzy, nawet kontuzja, która pozwoli Maksowi dalej się rozwijać. To naprawdę ogromny talent, zdecydowanie wyprzedzający wszystkich moich dotychczasowych konkurentów. Dlatego trudno mi powiedzieć, gdzie jest granica jego potencjału. Na dzień dzisiejszy staramy się pracować spokojnie, chcemy przygotować go do indywidualnego startu na MŚ, dlatego chcemy powalczyć o indeks 44,85, który jest wskaźnikiem indywidualnego udziału w MŚ. I na tym się obecnie skupiamy, żeby mógł wystartować na tych mistrzostwach.
Od ilu lat wykonujesz tę pracę?
– Nieeeee, nikt w takie rzeczy nie uwierzy (śmiech).
Spróbujmy.
– Od 1981 roku.
44 lata. Jeśli trener z taką historią mówi, że Maksymilian Szwed to największy talent, z jakim kiedykolwiek miał do czynienia, to nie potrzeba lepszej rekomendacji.
Cóż mogę dodać… To zdecydowanie wielki talent. Mam nadzieję, że go nie zmarnuję i że pozwoli sobie rozwijać się systematycznie, równomiernie i ładnie. Jest naprawdę imponujący, ma wszystko poukładane w głowie, wie, co chce osiągnąć i do czego dąży. Jest idealnie. Nie ma żadnych wahań i innych myśli, że coś nie wyjdzie. Jako trener jestem pod wielkim wrażeniem, że Maksymilian wychodzi z założenia: „Trenerze, nie ma ludzi niezwyciężonych”. Mówiłem to innym zawodnikom, ale oni mnie nie do końca rozumieli. A teraz doszło do tego, że sam zawodnik mówi do mnie: „Trenerze, będzie dobrze, nie ma ludzi niezwyciężonych”. A to już zupełnie inna historia.