NEWS
Pięcioosobowa rodzina ginie na przejeździe kolejowym. Nikt nie poniesie odpowiedzialności za tragedię

Prokuratura Rejonowa w Piszu umorzyła śledztwo w sprawie wypadku na przejeździe kolejowym w Karwicy (woj. warmińsko-mazurskie). Samochód marki Volvo nie zatrzymał się na znaku stop i wjechał prosto w nadjeżdżający pociąg. Zginęło pięć osób, w tym dwoje dzieci.
Pięć osób w samochodzie, w tym dzieci. Wszyscy zginęli po zderzeniu z pociągiem
Do wypadku doszło 3 listopada 2024 r. na niestrzeżonym przejeździe kolejowym w Karwicy w gminie Ruciane-Nida. Do zdarzenia doszło na ruchliwej drodze bocznej w sercu mazurskich lasów. W tym momencie jadą z prędkością ponad 100 km/h. Kierowca Volvo zderzył się z pociągiem relacji Warszawa-Gdynia. Wszystkie osoby podróżujące samochodem zginęły na miejscu – Ania C. (3 lata), jej brat Dietmar C. junior (6 lat), dziadek Dietmar C. (63 lata), matka Karolina K. (29 lat) i babcia, matka Karoliny – Ewa K. (62 lata). Kierowca był trzeźwy. Pociąg przejechał kilkaset metrów, zanim się zatrzymał. Rodzina jechała do Kolna, aby odwieźć babcię dzieci.
Jak czytamy w środowym (23 kwietnia) komunikacie Prokuratury Rejonowej w Olsztynie, śledztwo zostało umorzone, ponieważ sprawca wypadku, 63-letni Dietmar C., zmarł na skutek odniesionych obrażeń. Mężczyzna od lat mieszkał w Niemczech, był właścicielem firmy transportowej i siedział za kierownicą małego samochodu.
Świadek tragedii: „Ogromny huk, pociąg pchał wrak samochodu”
Usłyszałem ogromny huk, wybiegłem i zobaczyłem pociąg pchający wrak samochodu, hamujący z całej siły. Pobiegłem tam i to, co zobaczyłem, przytłoczyło mnie. Wszystko było przesądzone, nikt nie przeżył. Do dziś nie mogę spać.
– wspominał świadek wypadku krótko po tragedii w wywiadzie dla „Super Expressu”, z wyraźnym strachem w głosie.
Zdaniem naszego rozmówcy, na miejscu tragedii powinny zostać zainstalowane bariery lub sygnalizacje. „Gdyby zostały zainstalowane, być może ci ludzie by żyli” – powiedział zrozpaczony świadek.