NEWS
Czy Trump i Musk zniszczą demokrację? „Technologiczny feudalizm jest z nami od dawna”

Czy sojusz Donalda Trumpa z miliarderami z Doliny Krzemowej Elonem Muskiem, Jeffem Bezosem i Markiem Zuckerbergiem stworzy oligarchię, która rozmontuje demokrację, jaką znamy? Sylwia Czubkowska, dziennikarka technologiczna i współautorka podcastu „Techstorie” w TokFM, opowiada o powiązaniach polityki i Big Tech w wywiadzie dla „Super Express”.
Super Express”: – „W Ameryce tworzy się oligarchia, która ma ogromne bogactwo, władzę i wpływy, co zagraża naszej demokracji i wolnościom” – powiedział Joe Biden w swoim przemówieniu pożegnalnym. Chociaż nie wymienił nikogo z nazwiska, wszyscy wiedzą, że miał na myśli miliarderów z branży technologicznej: Elona Muska, Marka Zuckerberga i Jeffa Bezosa, którzy są blisko Trumpa lub próbują być. Czy powinniśmy się bać?
Sylwia Czubkowska: – Zacznijmy od tego, że to nie jest tak, że ta oligarchia, czy jak się ich czasem nazywa technofeudalni panowie, wzięła się znikąd i jest problemem dopiero w 2025 roku. Jest ona efektem długotrwałego, trwającego kilkanaście lat, procesu budowania bardzo dużej potęgi tzw. Big Techów. Nie tylko biznesowej, ale również politycznej i technologicznej, bo technologie za nimi stojące są dziś wykorzystywane jako narzędzie władzy.
– I on to wykorzystał. Albo był wykorzystywany. To jest temat do dyskusji. Z drugiej strony Musk, Bezos i Zuckerberg rozkwitali nie tylko za republikanów, ale i za demokratów. Przez wiele lat ta procedura odpowiadała wszystkim. Jest słynne zdjęcie z 2011 roku z lunchu Baracka Obamy, gdzie spotkał się m.in. z CEO Apple Steve’em Jobsem, ówczesnym CEO Google’a Erikiem Schmidtem i Zuckerbergiem. Była tam cała śmietanka Doliny Krzemowej. To środowisko technologiczne i biznesowe bardzo odpowiadało amerykańskim politykom i nadal odpowiada. Niezależnie od tego, czy są demokratami, czy republikanami.
– Dokładnie. Jeśli spojrzymy na kampanie wyborcze w Stanach Zjednoczonych, to największe wpłaty z Doliny Krzemowej płynęły do Demokratów. Oczywiście, w dużej mierze były to wpłaty od pracowników tych firm, menedżerów, ale sami prezesi również chętnie wpłacali pieniądze na kampanię Kamali Harris.
– Tak, chociaż Elon Musk zdecydowanie postawił na Donalda Trumpa. Timothy Snyder nazywa ich sojusz „mumpizmem” – na cześć Muska i Trumpa, którzy wykorzystali swoją wiedzę o mechanizmach politycznych i biznesowych, aby umocnić swoją władzę. I umocnić swoją władzę nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale także poza nimi. Ale czy ich sojusz zagraża demokracji? Czy oznacza bezsporne rządy miliarderów? Cóż, byłaby ostrożna w tak ekstremalnych przewidywaniach.
– Biden odnosił się do historii USA pod koniec XIX i na początku XX wieku, kiedy kilku najbogatszych przemysłowców robiło zasadniczo, co chcieli. Ale nawet ci krwiożerczy kapitaliści nie mieli narzędzi, którymi dysponują właściciele Big Tech. Czy siła tych współczesnych miliarderów nie jest po prostu o wiele większa, a może nawet zbyt duża?
– Dokładnie, fakt, że tym razem w grę wchodzi sama technologia, która może być również mechanizmem konsolidacji władzy, jest różnicą w porównaniu do sytuacji sprzed wieku. Z drugiej strony mamy wiele podobieństw do przeszłości. Dlatego termin technofeudałowie tak trafnie odzwierciedla rzeczywistość. Z jednej strony mamy kilku feudalnych władców ze świata biznesu, a z drugiej miliardy poddanych, czyli nas. I nie mam na myśli tylko nas jako użytkowników ich technologii, nas jako obywateli, ale także inne podmioty w tej międzynarodowej układance, czyli słabsze państwa, słabsze społeczeństwa, słabsze gospodarki, słabsze firmy. Wszystkie one działają na korzyść najsilniejszych. I tutaj ten element technologiczny jest strasznie ważny.
– Mamy nie tylko media społecznościowe, które przede wszystkim kojarzą nam się, gdy myślimy o tych firmach. Mówimy też o technologiach, których rozwój jest swego rodzaju samonapędzającym się mechanizmem rozwojowym wszystkich rozwojowych dzieci gospodarki. Wymaga jednak ogromnych środków, ogromnych nakładów pracy ludzkiej, ale i energii, niezbędnej do jego funkcjonowania. To cały ekosystem, bez którego te technologie nie mogłyby się rozwijać. I to właśnie duże firmy technologiczne, które już zgromadziły ten kapitał, te talenty, poparcie polityczne, pomagają im rozwijać swój biznes. To duże korporacje, które dzięki swojej wielkości stają się coraz większe. Big Techy tak bardzo się rozrosły, że nie są już za duże, żeby upaść, ale są za duże, żeby mieć realną konkurencję – nie tylko w swojej branży, ale nawet w wymiarze geopolitycznym. Bo kto jest dzisiaj konkurentem amerykańskich Big Techów? Tylko chińskie Big Techy. Wybór jest więc dość ograniczony.
– Do niedawna, jako społeczeństwa działające na peryferiach tego systemu, mieliśmy dylemat, czy wolimy chińskie technologie, które w każdej chwili mogą stać się narzędziem w rękach autorytarnego i imperialnego rządu Chin, czy amerykański biznes z Doliny Krzemowej, który mimo wszystko podlega pewnej demokratycznej kontroli. Ale czy biorąc pod uwagę gigantyczną władzę zgromadzoną w rękach amerykańskiego Big Tech, który nie ma szacunku dla mechanizmów demokratycznych, jest to nadal istotny dylemat?
– Myślę, że ten dylemat jest nadal aktualny. Mimo rosnącej potęgi amerykańskich firm, Stany Zjednoczone są nadal funkcjonującym państwem demokratycznym, nawet jeśli możemy krytykować pewne mechanizmy tego państwa. Nadal istnieją tam różne zabezpieczenia, co do których nadal możemy mieć nadzieję, że będą działać. To nie jest tak, że nagle narodziła się absolutnie niekontrolowana forma wypaczonej oligarchii technopolityczno-kapitałowej znanej z dystopijnej amerykańskiej kultury popularnej lat 80. Oczywiście warto śledzić, jak będzie się rozwijać. Na razie szefowa Federalnej Komisji Handlu, Lina Kahn, uważana w Dolinie Krzemowej za jedną z największych wrogich firm Big Tech, która wniosła przeciwko nim pozwy antymonopolowe, żegna się z rządem federalnym. Jeden z nich miał dotknąć Facebooka w kwietniu, a kolejny w przyszłym roku Amazona. Zobaczymy więc, jak będzie pod rządami Trumpa.
– Myślę, że Unia Europejska będzie miała tutaj dużą rolę do odegrania i myślę, że więzi między Stanami Zjednoczonymi a Europą i chęć ich utrzymania zapobiegną ekstremalnemu szantażowi. Oczywiście Elon Musk może stosować taktykę publicystyczną na Twitterze i prowokować europejskich polityków do nie zawsze najmądrzejszych, bo zbyt emocjonalnych reakcji. Niemniej jednak trudno jest Stanom Zjednoczonym zdystansować się od tak ważnego partnera w tym bardzo rozdrobnionym świecie, jakim jest Unia Europejska. Miejmy nadzieję, że porozumienia międzynarodowe również powinny ograniczyć pewne tendencje.
– Bardzo trudne pytanie. Dzisiaj mamy z pewnością do czynienia z dużo silniejszym związkiem władzy politycznej i biznesowej. Z jednej strony rząd czerpie nakłady finansowe z biznesu, a z drugiej biznes czerpie finansowanie swoich pomysłów z państwa. To są bardzo silne i skomplikowane związki bez oczywistych graczy i aktorów.
– Tak, i nie brakuje głosów krytycznych pod jego adresem, dotyczących tego, jak wykorzystuje swoją pozycję polityczną, którą sobie zbudował. Nie chodzi tylko o jego poglądy i o to, o czym tweetuje. Chodzi przede wszystkim o to, że jego firma SpaceX korzysta z kontraktów wynegocjowanych z NASA, więc w sytuacji, gdy narzuca się narrację, że tylko SpaceX może nas zabrać na Marsa, tylko SpaceX rozwija się w branży kosmicznej. Podobnie jest z jego Teslą. Musk chciałby, aby miała łatwiejszy dostęp do rynku amerykańskiego pod względem prawnym, zwłaszcza dla pojazdów autonomicznych. Największe problemy ma na szczeblu federalnym, głównie z National Highway Traffic Safety Administration, która prowadzi liczne dochodzenia w sprawie systemów Tesli, szczególnie w kontekście wypadków, w tym śmiertelnych i lokalnie w Kalifornii. W obecnej konfiguracji politycznej może się okazać, że Tesla otrzyma zgody na dalsze testy i na szybsze wypuszczanie pojazdów na ulice. Patrząc więc na to chłodno, możemy zobaczyć, że ludzie tacy jak Musk to ludzie o określonych zainteresowaniach. I te zainteresowania niekoniecznie są tym, o czym mówią najwięcej.
– Platformy cyfrowe same się nie uregulują. Opowieści ich szefów, że nie potrzebują do tego prawa i regulacji publicznych, to po prostu bajki. Trochę jak z przepisami ruchu drogowego. Można by się łudzić, że ludzie sami nauczą się zasad, rynek dojrzeje, wszystko będzie działać dobrze. Wiemy, że tak nie jest. Wiemy też, że żadne prawo nie jest na tyle doskonałe, żeby rozwiązać wszystkie nasze problemy, bo mimo przepisów ruchu drogowego, które znacząco poprawiają bezpieczeństwo, wypadki się zdarzają i giną ludzie. Ciągle pojawiają się też nowe dylematy – co zrobić z hulajnogami elektrycznymi czy rowerami elektrycznymi. Czy mają jeździć po drodze czy po ścieżce rowerowej? Podobnie jest z technologiami. Tak, musimy starać się je oswoić, choć ze świadomością, że nie zawsze będą to rozwiązania idealne. Dotyczy to również platform cyfrowych, takich jak Twitter czy Facebook.