NEWS
Jej serce zatrzymało się na 24 minuty. Opowiedziała, co widziała „po drugiej stronie”

Tessa Romero, 50 lat, z Hiszpanii, wiozła swoje córki do szkoły, gdy nagle doszło u niej do zatrzymania akcji serca. Mówi, że karetka przyjechała po 24 minutach, a jej serce przez cały czas nie biło. 50-latka napisała książkę o tym, co zobaczyła „po drugiej stronie”. Mówi, że już nie boi się śmierci.
Tessa Romero, 50-letnia socjolożka z południowej Hiszpanii, odwoziła córki do szkoły, gdy doszło u niej do zatrzymania akcji serca. W swojej książce „24 Minutes on the Other Side: Living Without Fear of Death” 50-latka opowiedziała, co zobaczyła „po drugiej stronie”.
50-letnia kobieta doświadczyła śmierci klinicznej po zatrzymaniu akcji serca na 24 minuty
Kobieta powiedziała, że karetka przyjechała po 24 minutach, a jej serce przez cały czas nie biło. Dodała, że lekarze nie byli pewni, co się z nią stało.
„Słyszałam, jak rozmawiali o… ostrym zawale mięśnia sercowego i nagłym zatrzymaniu akcji serca” – wspomina, cytowana przez Daily Mail.
Tessa Romero zmagała się z rzadką chorobą przez wiele miesięcy przed śmiercią kliniczną. Mówi, że kiedy jej serce przestało bić, „pierwszą rzeczą, jaką poczułam, był ogromny spokój”.
„Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie czułam już żadnego bólu fizycznego ani emocjonalnego – cierpienie się skończyło” – opisuje kobieta.
„Poczułam głęboką ulgę, jakby ogromny ciężar został ze mnie zdjęty. Pamiętam, że unosiłam się nad sufitem, patrząc na scenę. Widziałam wszystkich wchodzących i wychodzących z małej kliniki, w której byłam – i widziałam moje małe córki w poczekalni. Zobaczyłam leżące tam ciało. To było dezorientujące, ponieważ nie zdawałam sobie sprawy, że jestem martwa. Wiedziałam, że czuję się żywa, rozbudzona i świadoma, ale nie rozumiałam, dlaczego nikt mnie nie widzi ani nie słyszy” – powiedziała 50-latka Daily Mail.
Kobieta przyznaje, że wcześniej nie wierzyła w takie zjawiska, ale kiedy się obudziła, nie miała wątpliwości, że to, czego doświadczyła, nie było snem.
„To było prawdziwe. To było tak, jakby czas nie płynął już tak samo. Wszystko wydawało się wolniejsze, gęstsze, bardziej naładowane znaczeniem” – mówi Tessa.
„Zrozumiałam, że śmierć nie jest końcem”
Pomimo licznych badań lekarskich lekarze nie potrafili zdiagnozować jej stanu.
„Moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa i nie potrafili znaleźć konkretnej przyczyny. To był bardzo przygnębiający czas, ponieważ czułam się coraz gorzej – i nikt nie potrafił wyjaśnić dlaczego” – opisuje 50-latka.
Kobieta podkreśla, że dzięki temu, czego doświadczyła, nie boi się już śmierci.
Wcześniej bardzo bałam się śmierci. Postrzegałam ją jako coś mrocznego, niepewnego i bolesnego. Po tym, czego doświadczyłam, zrozumiałam, że śmierć nie jest końcem, ale przejściem. To jak przejście przez drzwi do miejsca, gdzie wszystko ma sens, gdzie miłość i pokój otaczają wszystko. Już się tego nie boję. Wręcz przeciwnie, czuję głęboki spokój, wiedząc, że życie toczy się dalej, poza tym, co widzimy, że nie jesteśmy sami i że jesteśmy nieskończenie kochani” – podsumowuje Tessa.
Podkreśla, że wielu lekarzy i naukowców, z którymi się skontaktowała po tym, jak ją to spotkało, uważało, że jej choroba może być fizycznym wyrazem jej emocji.