NEWS
Laura Łącz miała poważny wypadek! „Złamałam rękę i nogę” – mówi nam gwiazda Ku Klux Klanu

Laura Łącz (70) w wywiadzie dla „Super Expressu” przyznała, że jakiś czas temu miała poważny wypadek. Aktorka, która niestety złamała rękę i nogę, wykluczyła jakikolwiek udział w „Dancing with the Stars” w najbliższej przyszłości. Nie rezygnuje jednak z gry w „Klanie” – pojawiła się nawet na planie z obsadą!
Czy Laura Łącz pojawi się w „Dancing with the Stars”?
SE: Twoja przyjaciółka niedawno pojawiła się w „Dancing with the Stars”. Oczywiście mówię o Grażynie Szapołowskiej. Czy Cię zaskoczyła?
Laura Łącz: – Nie widzę w tym nic dziwnego. Najwyraźniej w końcu poczuła się gotowa na wyzwanie. To była zdecydowanie świetna przygoda. Wszystkie miałyśmy zajęcia taneczne w szkole teatralnej albo rytmice. Ale nigdy nie chodziłyśmy razem na tańce poza szkołą. Grażyna świetnie sobie tam radziła. Wspierałam ją w programie całym sercem. To ją zdecydowanie rozwinęło. Teraz radziła sobie pewnie lepiej niż gdyby musiała tańczyć kilka dekad temu, kiedy bardzo mocno skręciła kolano. Długo była unieruchomiona i potem nie było mowy o parkiecie, nawet kiedy wróciła do formy. Szkoda, że już nie ma jej na parkiecie.
Ja tego w ogóle tak nie postrzegam. Wiek nie ma dla mnie znaczenia. 20-latka może źle tańczyć, tak samo jak starsza kobieta. Niedawno przykład Majki Jeżowskiej pokazał, że w takich programach jest miejsce dla dojrzałych kobiet, a Grażyna też to udowodniła. Tyle, że ludzie w jej wieku zazwyczaj nie dostają takich propozycji. Bo niejeden chętnie by zatańczył.
A Ty?
– Nie zgodziłabym się na udział z wielu powodów. Jednym z nich jest to, że niedawno złamałam prawą nogę i rękę. Do tej pory byłam bardzo zwinna jak na swój wiek. Mój syn żartował, że jestem jak wiewiórka. Kiedy jakiś czas temu miałam remont, to nawet wspinałam się po dużych drabinach na samą górę i robiłam coś na wysokości. Niestety teraz jestem ostrożna i muszę zrezygnować z różnych rzeczy, które narażałyby mnie na kontuzję. Temat „Dancing with the Stars” mam już za sobą. Jeśli nie udało im się go mi zaproponować wcześniej, to nie ma szans na mój udział. Przykro mi. Ale mogę grać bez żadnych problemów.
Po występie w domu kultury. Całkowity przypadek. Ale nie będę się nad tym rozwodzić, bo nie lubię się nad sobą użalać. Teraz jest już dobrze. Dbam o siebie.
Na szczęście nie musiałeś rzucać pracy?
– Nie było takiej potrzeby. Niczego nie odwoływałem i nie zamierzam. Nawet w „Klanie” grałem z ręką w gipsie. To nie koniec świata. Jestem osobą, która nigdy nie miała czasu rzucić pracy. Postępuję zgodnie z Kazimierzem Dejmkiem, który kiedyś powiedział, że jeśli aktor nie pojawi się wieczorem na spektaklu, to znaczy, że nie żyje. I dokładnie to mam na myśli. Jeśli gdzieś nie przyjdę, to znaczy, że nie żyję.
Czyli nie myślisz o emeryturze…
– Absolutnie! Tego słowa nie ma w moim słowniku. Dopóki zdrowie i życie mi na to pozwolą, zamierzam pracować. Dlaczego? Bo to, co robię, jest moją wielką pasją. Gdybym jej nie miała, siedziałabym sama w domu i byłabym zgorzkniała jak wiele osób bez pracy i drugiej osoby. Nie ma sensu. I nie chcę nowej miłości. Mam w sercu mojego męża Krzysztofa Chamcę, który zmarł w 2001 roku. Nie szukam nikogo.
Twoja druga przyjaciółka, Barbara Bursztynowicz, niedawno odeszła z „Klanu”, gdzie grała przez 27 lat. Co o tym myślisz?
Nie zaskoczyło mnie to. Basia czasami rozmawiała ze mną prywatnie na ten temat i opowiadała o swoim zmęczeniu. Szanuję to i nie kłócę się z tym. To nie była decyzja podjęta z dnia na dzień. Dojrzewała w niej bardzo długo. Chce zacząć swoje życie artystyczne od nowa. Na przykład pisze scenariusz, myśli o teatrze… Nie musi teraz od razu wskakiwać w nowy cykl.
Życie pokazuje, że często, gdy grasz w serialu przez wiele lat, później znikasz z ekranu, bo reżyserzy widzą w tobie tylko jedną, konkretną postać.
– W tym przypadku może być podobnie. Dlatego, gdy odchodzisz, musisz mieć własną wizję pracy artystycznej. Basia ją ma. Nikomu nie radziłabym odchodzić nigdzie. Jest szansa, że wróci, bo nikt nie zabił jej postaci w serialu, choć dziś mówi, że to ostateczna decyzja. Zobaczymy, jak to się potoczy.
Czy myślałeś kiedyś o odejściu z „Klanu”?
Nie. Ten serial to jedno z wielu moich zajęć. Na przykład jeżdżę po Polsce z monodramami, mam spotkania autorskie, na przykład w bibliotekach. Może dlatego nigdy mi się to nie nudziło, bo poza tym robię dużo i doświadczam nowych bodźców? Ostatnio częściej jestem w serialu. Był taki czas, kiedy Gabriela żyła życiem córki, aż na przykład dostała młodego kochanka. Cieszyło mnie to, bo pokazuje też, że nie tylko taniec, o którym wspomniałam, ale i miłość nie zna granic. Jednak to nie jest serial o mnie. Wątki się przeplatają i raz jesteś na ekranie więcej, raz mniej. Taka jest specyfika takiej produkcji.
– W ogóle mnie jej opinia nie dziwi. Ona już tego nie pisze, ona to po prostu mówi. A jak tworzyła te różne seriale, to wszystko jej się podobało. Nie zgadzam się z tą opinią. Czasem pojawiają się opinie anonimowych hejterów, którzy twierdzą, że nikt już nie ogląda „Klanu”. A uwierzcie mi, oglądalność telewizyjna to Bóg. Gdyby nie istniała, serial dawno zostałby zdjęty z anteny. Więc trzeba szanować widzów. Niektórzy ludzie z małych miasteczek czy wsi traktują taki serial jak wyjście do teatru. Często mi o tym opowiadają. Ponieważ nie mają do niego dostępu, „Klan” daje im możliwość podziwiania wielkich aktorów teatralnych.