NEWS
Legenda polskiej muzyki nie ma gdzie mieszkać. Narzeka na rodzinę. „Poszedłem głodny”

Jest legendarną postacią polskiej sceny muzycznej, która dała początek karierze wielu gwiazdom. Dziś, w wieku 83 lat, Katarzyna Gärtner zmaga się z poważnymi problemami życiowymi. Znana autorka takich hitów jak „Małgośka” czy „Tańczące Eurydyki” nie ma obecnie własnego dachu nad głową i rozpaczliwie próbuje odzyskać swoją własność. Bolesną historię artysty opisała „Polityka”.
Gärtner, którego twórczość była kiedyś synonimem sukcesu, miał okazję pracować z największymi nazwiskami polskiej muzyki. Jej kompozycje przyniosły sławę Annie German, Maryli Rodowicz i Halinie Frąckowiak. W 1969 roku odwiedziła słynne studio Abbey Road w Londynie, gdzie poznała nawet samych Beatlesów. To ona odkryła także takie talenty, jak Elżbieta Dmoch i Janusz Kruk, przyszły zespół 2 plus 1, a także Stanisław Soyka i Ryszard Riedel.
Katarzyna Gärtner przyjęła do swojego domu syna kuzyna. Problemy zaczęły się wiele lat później
Kompozytor, pianista, aranżer i producent, odznaczony medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”, zmagał się z poważnymi problemami zdrowotnymi, m.in. udarami i białaczką. W latach 80. zamieszkała w Komaszycach, gdzie wybudowała Dom Pracy Twórczej. Niestety, po pożarze w 2012 r., mimo wsparcia finansowego ze strony wielbicieli na odbudowę studia, dziś – jak powiedziała tygodnikowi „Polityka” – musi walczyć o odzyskanie majątku.
Wszystko zaczęło się w 1997 roku, kiedy słynna pani Katarzyna przyjęła do swojego domu 22-letniego syna swojej kuzynki. Jak opisała „Polityka”, miała mu dać nie tylko schronienie, ale i swoje nazwisko. „Kiedy przyjechał, bardzo chciał grać na gitarze. Powiedział, że zostanie ze mną, więc zacząłem mu pomagać” – mówi artysta w wywiadzie dla „Polityki”.
Gärtner, która nie miała własnych dzieci, postanowiła zainwestować w rozwój muzyczny swojego chłopaka. Dziennikarze „Polityki” opisują, jak artystka kupiła mu dwie gitary, a krewny zaczął jej z czasem towarzyszyć na koncertach. Na koniec pani Katarzyna przekazała mu swoją wiedzę z zakresu inżynierii dźwięku. Wspominając ten okres, kompozytor mówi: Był uprzejmy i powiedział „droga ciociu”. Jednak pani Katarzyna w rozmowie z „Polityką” podkreśla, że zmiana w jego zachowaniu nastąpiła po śmierci jej męża Kazimierza. Gärtner nie ukrywa, że po stracie bliskiej osoby jej relacje z krewnym uległy znacznej zmianie, co stało się dla niej powodem żalu i rozczarowania.
Mąż Katarzyny, Kazimierz Mazur, zmarł w 2022 roku. Była w całkowitym rozsypce, nie mogła nawet pojechać na pogrzeb ukochanego. Jej kuzyn miał odprowadzić ją do notariusza następnego dnia. „Przyjechali z pogrzebu w nocy” – wspomina Katarzyna Gärtner w wywiadzie dla „Polityki”. „Rano wyciągnęli mnie z łóżka i zaprowadzili do notariusza, gdzie na stole leżał gotowy akt notarialny. Podpisałam go. Oczywiście, nie byłam w ogóle świadoma, trudno być w takim momencie” – dodaje.
Okazało się, że w umowie podpisanej u notariusza pani Katarzyna przekazała cały swój majątek w zamian za dożywotnie utrzymanie i opiekę nad kuzynem przez jej syna. Kilka miesięcy po śmierci Kazimierza Mazura okazało się jednak, że krewny artysty nie wywiązuje się należycie z tych obowiązków. To, co odkryliśmy, było straszne. Nie miała nic do jedzenia, lodówka była pusta. Kasia mówiła, że jest głodna, że nie przyniósł jej jedzenia – wspomina przyjaciółka pani Katarzyny, Irena Buczyńska.
W takich warunkach Katarzynie Gärtner udało się przetrwać zaledwie kilka miesięcy. „Miałem pieniądze z muzyki, a kiedy te pieniądze się skończyły, przestali kupować mi jedzenie. Siedziałem tam po prostu głodny. I wtedy zdałem sobie sprawę, że mam kłopoty” – mówi dziś Gärtner. Twierdzi, że krewny pozbawił ją również kontroli nad jej własną muzyką i nagraniami studyjnymi.
Przerażona miała wyjechać do sanatorium i już nigdy nie wrócić. „Ona nie chciała wracać. Płakała, mówiła, że tam jest zimno, że nie ma nic do jedzenia, że cały czas śpi i jest nieprzytomna” – powiedziała „Polityce” jej przyjaciółka Ewa Ziewiec, która odebrała panią Katarzynę z sanatorium i zawiozła ją do domu. Od tego czasu Gärtner błąka się po domach swoich przyjaciół.
Sprawa Katarzyny Gartner znalazła swój finał w sądzie
Policja i prokuratura wszczęły śledztwo w sprawie przywłaszczenia dzieł artystki przez jej krewnego, lecz szybko je umorzyły.
Podczas śledztwa notariusz, który podpisał umowę, rzekomo zeznał, że chociaż złożył Gärtner kondolencje po śmierci jej męża, nie zauważył, aby miało to jakikolwiek wpływ na jej decyzje. Jak czytamy w „Polityce”, krewny artysty zaprzecza zarzutom. Według doniesień twierdzi, że nie poniósł odpowiedzialności za materiały współtworzone i nie opublikuje ich, dopóki sprawa nie zostanie wyjaśniona.
Dopóki ta sprawa nie zostanie normalnie rozwiązana, nie udostępnię nikomu tych materiałów, których jestem współproducentem, […] a drugim współproducentem jest moja ciotka – cytuje słowa kuzynki tygodnik „Polityka”.
Sąd w Kielcach również podtrzymał decyzję o umorzeniu sprawy. Teraz prawnik artysty wniósł kasację do Sądu Najwyższego oraz apelację w sprawie stwierdzenia nieważności notarialnej umowy dożywotniej renty.
źródło: “Polityka”