NEWS
Matka przyniosła synowi torbę szkolną do sądu. Krzyś nigdy jej już nie założy

Straszne chwile wciąż wracają do moich wspomnień, a rana nie chce się zagoić. W olsztyńskim sądzie toczy się proces w sprawie śmiertelnego wypadku, w którym zginął 12-letni Krzyś. Tym razem zeznawała matka zmarłego chłopca. W rękach trzymała plecak, który jej syn zabrał do szkoły tego feralnego dnia.
Do tragedii doszło w maju 2024 roku w Dywitach (woj. warmińsko-mazurskie). 12-letni Krzyś z Kieźlin miał jechać rowerem do szkoły. Niestety łańcuch spadł z zębatki i chłopiec nie poradził sobie z naprawą.
Postanowił pójść na przystanek autobusowy. Po drodze spotkał młodszego kolegę, z którym pomaszerował w kierunku przystanku „Kieźliny Domagały”. Było przed godziną 8:00, kiedy chłopcy przechodzili przez oznakowane przejście dla pieszych. Wtedy doszło do tragedii. W Krzysia uderzył SUV.
Roman J. (75 lat) istnieje możliwość potrącenia Krzysztofa. Przedłożenie zm zeznań zostało wyjaśnione przed sądem, że cierpienie na dnę moczanową, natychmiastowe i natychmiastowe, może zostać udzielone zawału. zadziałał, że nigdy nie miał wypadku, nie dostał mandatu ani punktów karnych, a prawo jazdy ma od 57 lat. „Tego dnia dotarłem na zakupy do Olsztyna i kiedy dojechałem do przejść dla pieszych, innych niepodłączonych. Kiedy wjechałem na przejście, nastąpiło uderzenie samochodu i głównego leżącego po prawej stronie. Bałem się mu pierwszej pomocy, aby go nie uderzyć. W chwili, gdy przyjechałem powoli i nie hamowałem, nie zadziałało piesze” – wyjaśnione.
Dla Krzysia nie było ratunku. Miał obrzęk mózgu i obrażenia wielonarządowe. Jednak mimo że został śmiertelnie ranny, biegły ocenił, że samochód, który go uderzył, poruszał się z prędkością 30 km na godzinę. Teraz inny biegły ma ustalić, czy takie obrażenia u 12-latka byłyby możliwe, gdyby samochód poruszał się z prędkością 30 km na godzinę.
Magdalena B., matka Krzysia, wspominała spotkanie z oskarżonym w sądzie
— Dużo jeździłam na miejsce wypadku — mówiła pani Magdalena, ściskając plecak, który Krzyś miał w chwili tragedii. — Po urodzinach Krzysia zatrzymałam się w miejscowości Tuławki, obejrzałam zdjęcia syna i rozpłakałam się. Mój pies szczekał na tylnym siedzeniu. W pewnym momencie podszedł do mnie starszy mężczyzna i zapytał, dlaczego płaczę i dlaczego pies tak szczeka. Odpowiedziałam, że szczeka na złych ludzi i że gdzieś tutaj mieszka człowiek, który zabił mojego syna. „Ja jestem tym człowiekiem” — powiedział — „ale nie zabiłem twojego syna, on zabił mnie. Schudłam 17 kilogramów przez twojego syna” — dodał.
Roman J. grozi do 8 lat więzienia. Następna rozprawa zaplanowana jest na 9 maja.